WSI, WSI, WSI… Pro Civili, Pro Civili, Pro Civili… Ta śpiewka, jak echo ciągnie się i będzie ciągnęła za Bronisławem Komorowskim
Najpierw był „incydent” w Toruniu. Młody człowiek stanął za Komorowskim, wyczekał moment, po czym podarł jego wyborczy plakat i zaczął krzyczeć:
WSI! Pro Civili! Czytajcie książki Sumlińskiego!
— krzyczał młodzian, którego natychmiast powalił na glebę cały zastęp BOR. Może trochę zbyt brutalnie, ale cel osiągnęli, krzyki o WSI umilkły.
Druga sprawa. Konwencja kończąca kampanię prezydenta ubiegającego się o reelekcję. Kiedy kończą się przemówienia, na sali robi się lekkie zamieszanie. Kamery pokazują szerszy kadr. Nad gromadą ludzi otaczających Komorowskiego góruje wyciągnięta ręka z kartką. Napis głosi:
WSI. Pro Civili – zmowa milczenia!
Ktoś się szarpie, ktoś zasłania kartkę. Program się kończy. Koniec mowy o WSI i Pro Civili.
W tej kampanii wyborczej Komorowskiego o WSI otwarcie zapytano dwa razy. Zrobił to Bogdan Rymanowski w programie w TVN24.
Wcześniej dwa pytania w kwestii WSI i Pro Civili udało się zadać niżej podpisanemu podczas briefingu w Hajnówce.
Na pewno nie da się tego nazwać debatą nad ciemnymi zakamarkami przeszłości prezydenta. Dlaczego inni nie pytali? Szczerze? Nie mam pojęcia. Po dzisiejszych „incydentach” widać dobitnie, że ten temat, niebezpiecznych związków Bronisława Komorowskiego z WSI i fundacją Pro Civili nie wybrzmiał. Że ludzie oczekują wyjaśnień. I, że nie odpuszczą. Że nawet po kampanii ten temat wróci. A Bronisław Komorowski po przegranych wyborach, pozbawiony ochrony BOR i usłużnych mediów będzie musiał kiedyś na nie odpowiedzieć.
Po zapoznaniu się z książką Wojciecha Sumlińskiego nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Na szczęście nie tylko ja. Jest nas dużo. Bardzo dużo.