Sumliński niewinny. „Dziękuję sędziemu, że nie uległ naciskom”
– Dzisiejszy dzień jest jednym z najważniejszych w życiu moim i rodziny. Dla mnie ten wyrok jest dowodem, że można wygrać walkę nawet ze służbami specjalnymi – tak dziennikarz śledczy Wojciech Sumliński komentuje dla tvp.info uniewinnienie w procesie o powoływanie się na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI oraz pośrednictwo w załatwieniu pozytywnej weryfikacji oficera WSI płk. Leszka T. w zamian za 200 tys. zł. Jednocześnie na 4 lata więzienia i grzywnę skazał w środę Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli emerytowanego płk. WSW i WSI Aleksandra Lichockiego.
Proces w tej sprawie trwał od lipca 2011 r.
Sąd nie miał wątpliwości, że prokuratura nie zebrała żadnych dowodów wskazujących na winę dziennikarza, poza zeznaniami Leszka T. oraz Aleksandra Lichockiego, które nie zostały jednak uznane za wiarygodne. Potwierdzał to m.in. fakt, że T. miał zorganizować prywatną prowokację. Jednocześnie sąd wskazał, że były oficer przedstawił śledczym tylko niektóre z nagrań, w dodatku takie, które nie przesądzały o winie Sumlińskiego. W zeznaniach T. nie wskazał, czemu nie nagrał spotkania z Sumlińskim.
Zaskoczeniem kara dla Lichockiego
Sąd nie miał jednocześnie wątpliwości co do winy Aleksandra Lichockiego. Lichocki został skazany na 4 lata więzienia i 54,5 tys. grzywny.
To duże zaskoczenie, ponieważ prokuratura wnosiła o wyrok w zawieszeniu. Sam chciał dobrowolnie poddać karze, jeszcze w czasie śledztwa. Zaproponował dla siebie wyrok 2 lat w zawieszeniu na 5 lat. Na to jednak nie zgodził się sąd.
Sąd podkreślił, że surowy wyrok dla Aleksandra Lichockiego wynika z zagrożenia, jakie niosło przestępstwo, które mu zarzucono. – Od oskarżonego, który pobiera wysokie świadczenia od Skarbu Państwa, należy oczekiwać zachowania odpowiedniego dla oficera Wojska Polskiego. Czyn oskarżonego jest haniebny, zagrażający bezpieczeństwu kraju. Mógł zdestabilizować, czy wręcz zdestabilizował działanie ważnej instytucji państwowej, jaką była komisja weryfikacyjna – stwierdził sędzia Stanisław Zdun.
Za okoliczności łagodzące sąd uznał, że Lichocki stał się ofiarą prowokacji Leszka T. (zmarł w 2012 r.), któremu w rzeczywistości na tej weryfikacji nawet nie zależało. Sąd ustalił też, że Lichocki dramatycznie potrzebował pieniędzy, by pomóc ciężko chorej żonie.
Wojciecha Sumlińskiego nie było na ogłoszeniu wyroku. – Bardzo wiele zawdzięczam mojej rodzinie. Chcieliśmy być razem i podziękować Bogu. Dlatego pojechaliśmy do sanktuarium maryjnego do Kodenia – zdradził Sumliński w rozmowie z portalem tvp.info. – Chciałem podziękować sędziemu, bo mogę się tylko domyślać, jak wielkim naciskom, musiał podlegać – dodał.
Dziennikarz uważa, że padł ofiarą wojskowych służb i organów ścigania, która miała skompromitować członków komisji weryfikacyjnej WSI. – Liczono na to, że skoro mam czwórkę dzieci i jestem głównym żywicielem rodziny, to wsadzą mnie do aresztu i w tych strasznych warunkach załamię się i będę zeznawać, co tylko będą chcieli. Ale zbyt mocno przykręcili śrubę. Doprowadzono mnie do tego, że nie chciałem już żyć. I wtedy ta układanka się rozpadła – opisuje Sumliński. – Może moja sprawa była potrzebna, aby nikt już nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji – dodaje.
Dziennikarz chciał popełnić samobójstwo
Śledztwo przeciwko Sumlińskiemu i Aleksandrowi Lichockiemu wszczęto po tym, jak Leszek T. zawiadomił w listopadzie 2007 r. ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego o rzekomej propozycji korupcyjnej w zamian za pozytywną weryfikację. Komorowski poinformował ABW.
Wojciech Sumliński został zatrzymany 13 maja 2008 r. pod zarzutem płatnej protekcji. Niejako „przy okazji” ABW przeszukała mieszkanie dziennikarza oraz domy dwóch członków komisji weryfikacyjnej ds. WSI – Leszka Pietrzaka oraz Piotra Bączka. Agenci szukali aneksu do raportu o likwidacji WSI.
Początkowo sąd nie zdecydował się na aresztowanie dziennikarza i uznał, że wystarczy poręczenie majątkowe oraz zakaz opuszczania kraju. Jednak prokuratorzy się odwołali.
Pod koniec lipca 2008 r. warszawski Sąd Okręgowy zmienił decyzję i postanowił aresztować Sumlińskiego. Ten próbował popełnić samobójstwo, podcinając sobie żyły w jednym z warszawskich kościołów.
Od początku dziennikarze podejrzewali, że oskarżenia pod adresem Sumlińskiego mogą być zemstą oficerów WSI, a sprawa zaś ukartowaną prowokacją.
Odnosząc się do pozostałych okoliczności w sprawie, m.in. spotkań Leszka T. z ówczesnym marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim, a także z ministrem Pawłem Grasiem i szefem ABW Krzysztofem Bondarykiem, sąd uznał, że są to „tylko wątki poboczne, pewne tło tej sprawy”. Część prasy utrzymywała, że miało chodzić o rzekome zainteresowanie Komorowskiego nigdy nieujawnionym aneksem do raportu z weryfikacji WSI.
– To tło szczególne. Ta sprawa pozostawała w szczególnym zainteresowaniu marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia i szefa ABW Krzysztofa Bondaryka – mówił sędzia Zdun.
Sąd potwierdził, że T. spotykał się z marszałkiem Komorowskim, a w spotkaniu uczestniczyli też Bondaryk i Graś. – Niezrozumiałe jest, czemu w spotkaniu nie uczestniczyli obecni na miejscu funkcjonariusze z pionów śledczego i operacyjnego. Bondaryk nie wyjaśnił, czemu nie weszli do gabinetu. Ale przecież to nie szef ABW jest od prowadzenia czynności urzędowych. Nie da się wyjaśnić, czemu tak było – zauważył sędzia.
Wyrok nieprawomocny
Wyrok jest nieprawomocny i można się od niego odwołać. Prokurator Waldemar Węgrzyn już powiedział, że będzie apelacja ws. uniewinnienia Sumlińskiego.