Słupsk: Sumliński opowiada o niebezpiecznych związkach prezydenta Komorowskiego
W maju zrobiliśmy pierwszy krok. Jeśli w październiku uda się wykonać drugi, to być może będzie możliwy trzeci: odsunięcie ściśle tajnych służb wojskowych, które wywodzą się jeszcze z PRL.
Sumliński opowiada o niebezpiecznych związkach prezydenta Komorowskiego.
Do miasta przyjechał, aby w Civitas Christiana promować swoją książkę „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”. Choć spotkanie zaplanowano w porze obiadowej, to sala była pełna. Wypełnili ją starsi i młodsi słupszczanie. Wśród nich byli obecni miejscy radni PiS, ksiądz Jan Giriatowicz , działacze partii prawicowych i wielu zainteresowanych historią współczesną.
Sumliński prawie dwie godziny opowiadał o swoich kontaktach z przedstawicielami tajnych służb z czasów PRL-u i w nowej Polsce.
– One formalnie nie istnieją, ale doskonale się urządziły i niszczą ten kraj jak nowotwór zdrowy organizm – mówił do zebranych.
Wojciech Sumliński wspominał, jak po spotkaniu z pewnym informatorem, który się przed nim szczerze otworzył, uświadomił sobie, że on wykorzystuje zgromadzone w czasach PRL-u dokumenty, aby przy ich pomocy szantażować wpływowych ludzi, co już pozwoliło mu urządzić dzieci, a teraz urządza wnuki.
– To nie był wysoko postawiony człowiek. Co zatem mogą zrobić jego przełożeni? – pytał Sumliński. Według niego w kraju jest co najmniej kilka tysięcy osób, na których byli pracownicy służb specjalnych mają haki. W tym kontekście jako przykłady podał sprawę poznańskiego arcybiskupa Juliusza Paetza oraz historię Andrzeja Leppera, który miał związki z białoruskimi służbami bezpieczeństwa.
– Tacy ludzie, gdy służby dysponują groźnymi hakami na nich, zachowują się jak ich niewolnicy. Realizują konkretne zlecenia i jest im trudno wyrwać się z tego związku, a nawet jak to im się uda, to mogą zostać zniszczeni. Choćby rękami dziennikarzy, którym dostarcza się odpowiednie materiały. Oni często realizują pewne materiały, nie zdając sobie sprawy, że są wykorzystywani przez tajne służby – tłumaczył Sumliński.
Sporo czasu poświęcił swojej nowej książce, która jest – jak mówił – zapisem jego reporterskiego śledztwa. Zaczęło się w grudniu 2006 r. od rozmowy z oficerem Centralnego Biura Śledczego. Wtedy usłyszał o dochodzeniu dotyczącym dyrektora jednego z oddziałów banku PKO BP. Mężczyzna ten miał strzelać do siebie trzy razy, przy czym już pierwszy strzał był śmiertelny, a trzeci był oddany z kilku metrów. Uznano to za śmierć samobójczą.
– Krok po kroku śledczy szli dalej w tym swoim śledztwie, aż doszli do MON i Bronisława Komorowskiego. I wtedy się zaczęło piekło – mówił Sumliński. Wówczas jednak nie zajął się się tym tematem, bo pracował nad sprawą zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki, o której przeciętny Polak wie, że kapelan Solidarności zginął.
19 października 1989 roku, zabity przez esbeków. – Tymczasem zginął 25 października, a zdecydowali o tym generał Kiszczak w porozumieniu z gen. Jaruzelskim – mówił Sumliński. Sporo na ten temat dowiedział się od prokuratora Andrzeja Witkowskiego, któremu nie pozwolono dokończyć śledztwa w sprawie śmierci ks. Popiełuszki. Za to Sumliński napisał scenariusz 10-odcinkowego filmu o zabójstwie ks. Popiełuszki, który teraz leży w archiwach TVP.
W międzyczasie zaczął sprawdzać niepokojące informacje dotyczące Bronisława Komorowskiego i jego związków z Fundacji Pro Civili, utworzoną w lipcu 1994 r. Miała ona pomagać osobom, które poniosły szkodę, broniąc bezpieczeństwa państwa.
– Gdy podczas nagrania rozmowy z Bronisławem Komorowskim, wówczas jeszcze marszałkiem Sejmu, zacząłem o nią pytać, Komorowski gwałtownie przerwał i wyszedł – opowiadał Sumliński. Wtedy zaczął drążyć temat. Uważa, że odkrył Bronisława Komorowskiego od takiej strony, od jakiej nie odkrył go nikt.
– Napisałem tę książkę, bo od wielu lat przyświeca mi motto: lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. Nawet jeśli ta wiedza jest dla nas bardzo przykra – mówił. Odkrył, że Komorowski przy pomocy dwóch oficerów WSI próbował wykraść najbardziej tajny dokument w kraju – aneks do raport WSI.
– Dążył do tego, choć miał świadomość, że jeden z oficerów może być związany z rosyjskim wywiadem. Jemu to nie przeszkadzało. Był wtedy marszałkiem Sejmu. To powinien być jego koniec. Niestety, awansował dalej – mówił Sumliński.
Opisał także rolę Komorowskiego w prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej. Jest też przekonany, że za sprawą Komorowskiego rosyjska firma poznała wszystkie dane o ściśle tajnym obiekcie, gdzie w czasie konfliktu mogliby się schronić przywódcy kraju.
– Nawet premier Buzek, którego nie cenię, był tym zszokowany. Komorowski nie poniósł jednak żadnej odpowiedzialności. Dla mnie jest szokiem, że taki człowiek ma tak duże społeczne poparcie – nie ukrywał Sumliński. Nie spodziewał się, że ten temat wywoła tak silne reperkusje. Tymczasem próbowano z niego zrobić przestępcę.
Otwarcie śledzono jego i jego rodzinę. Nasyłano na niego kontrole skarbowe. Rodzina nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Załamał się. Popadł w depresję. Chciał popełnić samobójstwo. Na szczęście nie udało mu się. Po generalnej spowiedzi doszedł do siebie. W tym czasie miał kilkanaście procesów . Prawie trzy lata chodził do sądów i do prokuratorów. Większość wygrał. Kilka umorzono. Teraz trwa tylko pierwszy proces, ale już jest mocniejszy i robi swoje, choć wie, że jak swoją pracę wykona dobrze, to może komuś sprawić ból.
Podczas dyskusji pytano go m.in. o jego stosunek do Zbigniewa Stonogi. Mówił, że ma do niego dystans, choć nie wyklucza, że w przyszłości się okaże, że działa dla dobra Polski.