15 stycznia 2013
Przebudzenie
W słynnej powieści „Paragraf 22” Josepha Hellera pojawia się niejaki Major Major, który miał zasadę, że przyjmował petentów wtedy, gdy go nie było, a nie przyjmował wtedy, gdy był obecny. To bardzo dobra zasada, bo gdyby posługiwał się nią np. Michał Tusk, syn jaśnie panującego nam Premiera Donalda Tuska, nikt nie mógłby się na niego powoływać i nie byłby też oskarżany o to, że spotyka się z niewłaściwymi ludźmi od „złotych interesów”. Major Major miał obok namiotu specjalny okop, którym czmychał, gdy pojawia się petent. Michał Tusk mógłby w tym celu wykorzystać na przykład rządowy helikopter, którym jego tata zwykł wizytować budowy autostrad. Mógłby – gdyby musiał, ale nie musi. Okazało się bowiem, że Michał Tusk przebił nawet Majora Majora, którego nie było zawsze wtedy, gdy właśnie miał być i wymyślił lepszy patent: Michał Tusk stworzył swoje alter ego – drugie wcielenie w osobie nieistniejącego w rzeczywistości Józefa Bąka. Teraz zapewne się okaże, że to Józef Bąk, a nie Michał Tusk, został zatrudniony przez firmę Amber Gold wyciągającą od ludzi pieniądze, aby mieć zapewniony parasol ochronny ze strony służb podległych ojcu Józefa Bąka. Wcześniej tenże Bąk – junior pisał pytania w „Gazecie Wyborczej”, w której pracował, a następnie sam na nie odpowiadał. Ale że Józef Bąk w rzeczywistości nie istnieje i nigdy nie istniał, to zapewne niebawem okaże się, że nie istniały nie tylko pisane przez niego wywiady z samym sobą na łamach jedynie słusznego organu Michnika, ale też, że w ogóle nie było żadnej afery z Amber Gold. Potwierdzi to z pewnością nie tylko zaprzyjaźniona z istniejącym tatą nieistniejącego Józefa Bąka gazeta, w której nieistniejący Józef Bąk pracował, ale na dodatek zaprzyjaźniona telewizja określana niekiedy, jako Tusk Vision Network, która do perfekcji opanowała opowiadanie o rzeczach, których nie było. I po takim medialnym przekazie notowania jedynie słusznej partii – Platformy nazywanej dla niepoznaki „Obywatelską” z pewnością znów pójdą w górę i jak zapewne wykażą „obiektywne” sondaże, dojdą do 99 procent poparcia. Większość narodu zapewne w to uwierzy, bo wielu naszych rodaków nie widzi rzeczami takimi, jakimi one są. Nie widzą, bo nie mają czym widzieć. Jak to wytłumaczyć? Oto francuski pisarz i filozof wprowadził pojęcie zdrady klerków. Zdrada ta polegała na sprzeniewierzeniu się przez wielu intelektualistów niezależności myślenia. Obecnie w Polsce mamy do czynienia z nowa zdradą klerków. Polega ona na uniezależnieniu się od myślenia w ogóle. Koronnym przykładem uniezależnienia się od myślenia jest nieustająco wysokie poparcie Polaków dla premiera, dla którego „polskość, to nienormalność” i dla jego partii, której przedstawiciele i prekursorzy z tak wielką pasją od lat zwalczają polską tradycję heroiczną i historyczną. Przykładem takiego prekursora, do którego bardzo chętnie odwołują się politycy Platformy Obywatelskiej, jest Andrzej Szczypiorski, zmarły w 2000 r. pisarz, znany ze swej twórczości w zasadzie tylko w Niemczech. Oto kilka cytatów – przykładów tego „wielkiego Polaka”, do którego tak chętnie odwołują się i nawiązują politycy PO: „Święta Polska, cierpiąca i mężna. Polskość święta, zapita, skurwiona, sprzedajna, z gębą wypchaną frazesem, antysemicka, antyniemiecka, antyrosyjska, antyludzka.” I jeszcze jeden cytat tego guru Platformy Obywatelskiej, Gazety Wyborczej i TVN – u: „Cechy charakterystyczne społeczeństwa polskiego to alkoholizm, nieuczciwość, brak tolerancji względem inaczej myślących, nieposzanowanie pracy, zarówno cudzej jak i własnej. Wypadałoby zapytać, czy takiemu społeczeństwu przysługuje miano chrześcijańskiego.” Po śmierci tego złotoustego piewcy liberałów inny guru Platformy – dla odmiany żyjący – Adam Michnik, o Szczypiorskim powiedział tak: „Choć czasami się z Andrzejem nie zgadzałem, to jego głos był głosem tej najlepszej części polskiej inteligencji.” Czytając takie słowa i spoglądając na otaczającą nas rzeczywistość, w której od lat dominują „autorytety” vide Andrzej Szczypiorski, media kierowane przez dziennikarzy vide Adam Michnik, czy politycy prowadzący kraj na dno vide tata Józefa Bąka, trudno uwierzyć, że naprawdę jesteśmy we własnym kraju, w wolnej – podobno – Polsce. Wychodzi na to, że przez ostatnie dwieście lat tak naprawdę jedyny okres autentycznej wolności i pełnej niepodległości mieliśmy jedynie przez dwadzieścia lat, w okresie międzywojennym. Jak pisze nieodżałowany wybitny profesor i autor licznych książek nawiązujących do lat 1919 – 1939, Paweł Wieczorkiewicz „ gdybym dzisiaj miał zdobyć się na takie symboliczne przedstawienie tych dwóch niepodległości (obecnej i tej z okresu międzywojennego – przypis autora) , to II Rzeczypospolita jawiłaby mi się, jako dworek w Sulejówku. Może nie za obszerny, ale bardzo elegancki, bardzo piękny i świetnie zaprojektowany, a III RP jako skrzyżowanie tzw. szczęk, takich w których sprzedawano na ulicy, jak państwo pamiętacie różne atrakcyjne towary oraz z dziurawym i przykrytym papą Pałacem Kultury.” Otaczająca nas rzeczywistość widziana przez pryzmat rządów Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego, to trudno definiowalna rzeczywistość quasi kolonialna, i z całą pewnością nie rzeczywistość naprawdę suwerennego państwa, które dba przede wszystkim o interes swoich obywateli, miast o interes swoich sąsiadów i cwaniaków vide koledzy Józefa Baka z Amber Gold. Rzeczywistość tę dobrze opisuje znany wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, który mówi o wietrze historii, w czasie którego jednym „ rosną skrzydła jak ptakom”, a w tym samym czasie „trzęsą się portki pętakom”. Jakże aktualny jest ten najprostszy wskaźnik poziomu naszego społeczeństwa, „opracowany” onegdaj przez Gałczyńskiego. O tym, że w roku 2012 wiatr historii wieje, niczym halny w Tatrach, nie trzeba nikogo przekonywać, podobnie jak o tym, że idących z prądem pętaków vide Józef Bąk ujawniło się wokół nas więcej, niż kiedykolwiek wcześniej. I tylko żal, że tak wielu wciąż tego nie dostrzega, niczym ślepcy z obrazu Pietera Breuqhla zatytułowanego właśnie: „Ślepcy”. Oto widzimy idących za sobą ślepców: każdy następny trzyma rękę na ramieniu poprzednika. Pierwszy z nich potknął się i za chwilę padnie w przepaść. On już wie, że jego los się dopełnił, ale następni są nieświadomi dramatu, który za chwilę się rozegra – zapewne wszyscy spadną w przepaść. Na twarzach ostatnich widać jeszcze spokój i ufność, na twarzach tych, którzy szli za przewodnikiem, jest już niepokój. Niestety, obawiam się, że wielu z naszych rodaków będzie miało podobne „przebudzenie”…